To tu, to tam Rosja 1989 Włochy 1992 Wenecja 1994 Krutynia 1995 Turcja 1996 Bułgaria 2002 Lwów 2004 Słowacja 2006 Transylwania 2006 Czarnogóra 2006 Morawy 2006 Słowacja 2007 Rumunia 2007 Węgry 2007 Słowenia 2007 |
Lipiec 1997NA POCZĄTKU BYŁA BURZACzerwcowa burza w Rytrze przetoczyła się potężną nawałnicą. Z nieba lały się strugi wody, które skutecznie uwięziły w „Perle Południa” sądeczan korzystających z hotelowej pływalni. Czekaliśmy więc pod daszkiem, żeby się nieco rozjaśniło. Jak to w takich okolicznościach bywa, przypadkiem zgromadzeni ludzie zaczęli pogwarki. Mnie los skierował ku starszemu, siwowłosemu panu o posturze gladiatora. Okazało się, że tym co nas łączy jest umiłowanie pływania – on tę pasję realizuje bardzo czynnie, bo jest przewodnikiem spływów kajakowych. Właśnie organizuje w sierpniu spływ Krytynią, na który i mnie zaprasza... Właściwie – czemu by nie?
Piątek – 4.08. SORKWITYZaczynamy kajakowe wakacje – pociąg przywozi nas z Krakowa na Mazury. Zatrzymujemy się w Sorkwitach, gdzie zwiedzamy zamek i z pewną tremą czekamy na start spływu. Nasza sądecka grupa jest pierwsza, w końcu przyjechałyśmy z Kapitanem spływu, więc musi być trochę czasu na załatwienie formalności. Przede wszystkim odbieramy kajaki od „kierownika” o cygańskim wyglądzie – czarny, brzuchaty i wąsaty. Zanim popłyniemy w trasę wypróbowujemy kajak już teraz – wygodnie i pakownie. Ale jak sobie poradzimy to się jeszcze okaże. Powoli zjeżdża się reszta grupy – będziemy mieć międzynarodówkę polsko – niemiecką (mieszane małżeństwo ze znajomymi), trochę młodzieży, jedno dziecko, Niemcy, i Viki-Amerykanka. Grupa niewielka, ok. 20 osób. Sobota – 5.08I ETAP: 0-16km Startujemy. Na jez. Lampackim płyniemy wzdłuż atrakcyjniejszego prawego brzegu, a następnie na wysokości zabudowań pokonujemy otwarte wody jeziora w stronę lewego brzegu. Z daleka widoczna biała tabliczka oznaczająca szlak. Wśród trzcin ukryte jest połączenie z kolejnym jeziorem.. Widoki piękne, duże przestrzenie jeziora, puchowe obłoki, słonecznie. Pierwszy postój – wieje okropny wiatr, rozpierzchamy się wśród niewielkich pagórków, obok nas jakaś dziewczyna uczy się konnej jazdy – spokojnie i cicho. Tylko ten wiatr... Wąskim przesmykiem wpływamy na małe jeziorko, na którym należy odnaleźć słabo widoczny wpływ na jez. Lampasz. Z końcem jeziora wpływamy rzeczkę Sobiepankę. Dno rzeki kamieniste, miejscami w wodzie gałęzie i pnie. Za chwilę Sobiepanka uchodzi do jez. Kujno, gdzie zaczyna się przygoda, bo nawala nam ster i kluczymy po wodzie, po wpłynięciu na Jez. Dłużec płyniemy zygzakiem, aż tracimy grupę z oczu. Ruszamy dalej mimo wszystko Rezolutnie pytamy rybaków i innych kajakarzy „Jak płynąć na Bieńki Zagubione jak dzieci we mgle jakoś dopływamy do ukrytego wśród trzcin odpływu na Jezioro Białe, gdzie czeka już Szef z Viki niespokojny o nasz los Gdy nas zobaczył, uspokojony odpłynął w siną dal uznawszy, że już sobie poradzimy. Bardzo optymistycznie nas ocenił. Jezioro Białe ma rozwiniętą linię brzegową, a w północnej części cztery zalesione wyspy. Jak potem się okazało, ze względu na zarośnięty przesmyk po prawej stronie pierwszej z wysp należy płynąć po lewej stronie, w kierunku największej wyspy na jeziorze wyspy Owczej. Następnie pomiędzy wyspami kierujemy się w stronę prawego brzegu. I tutaj właśnie, na Jeziorze Białym zaczyna się prawdziwa gehenna – ster nie działa, wieje lodowaty wiatr, fale coraz większe. Zaczynamy opadać z sił. Najpierw śmiejemy się histerycznie, potem już chce nam się płakać. Ale wiosłujemy, wiosłujemy – i skutkiem tego dopływamy jakoś do stanicy w Bieńkach. Ostatnie wprawdzie, ale w komplecie i cudem nieutopione.
BIEŃKIStanica położona jest w zacisznej, zachodniej części jeziora Białego. Ładna plaża zachęca do dłuższego wypoczynku w Bieńkach. Zapewne panują tu też doskonałe warunki dla wędkarzy. Rozlokowujemy się w drewnianym, piętrowym domku. Miło i ciepło. Już czeka na nas obiadek i wszelkie wygody. No, może wygody średnie, bo klopy tureckie, ale i tak jesteśmy szczęśliwe. Siadamy sobie na pomoście, podziwiamy zachód słońca i pływającego Kapitana. My się nie decydujemy na wejście do jeziora – zbyt jesteśmy przemarznięte po tym etapie – wygrzewamy się w swetrach i mamy nadzieję, że chrzest bojowy za nami i jutro już będzie lepiej.
II ETAP: 16-26kmBudzę się skoro świt i pędzę na pomost. Kiczowate piękno przyrody aż zapiera dech w piersiach. Robię zdjęcia łabędziej rodzinie i myślę, że życie jest piękne. Jako i Mazury. Tym razem płynie nam się lepiej – Kapitan zamienił się z nami kajakiem. Trzymając się prawego brzegu jeziora odnajdujemy wypływ kolejnej strugi Dąbrówki. Rzeka płynie wolno pośród lasu, meandrując oraz tworząc rozlewiska. Po ok. 1 km wpływamy na śródleśne, odludne jez. Gant. Na końcu jeziora kierujemy się na środek trzcinowiska, gdzie należy odnaleźć wypływ kolejnej strugi. Mijamy wędkarzy i kajakarzy, czasem jesteśmy przez nich podrywane (Boguś i Wasyl), czasem to my zagadujemy. Zupełnie inny klimat niż wczoraj. Gancka Struga szerokim korytem wpływa w labirynt trzcin i pałek wodnych, a następnie w las.. Szlak wiedzie dalej, po drodze dopłyniemy do zacisznego jez. Tejsowo, gdzie urządzamy postój przy dogodnym do kąpieli pomoście. Kąpiel zdecydowanie dodaje nam sił na dalsze wiosłowanie. Płyniemy sobie spokojniutko wśród trzcinowisk i lasów, aż dopływamy do stanicy.
BABIĘTAStanica w Babiętach jest malowniczo położona w lesie sosnowym, nad Babięcką Strugą, składa się z domów wielkości psich budek. Na naszą uwagę, że w kranach jest zimna woda kierowniczka stanicy obraża się, bo „Jak może być zimna, skoro zawsze jest ciepła”. Po południu płyniemy do starego młyna. Po drodze czeka nas atrakcja – przenoska. Zwiedzamy młyn, w którym jest atmosfera skansenu. A wieczorem urządzamy ognisko.
III ETAP: 26-38,5km Tym razem zmieniamy obsadę kajaków, płynę z Kapitanem, a Agnieszka z Viki. W wodzie występują kamienisto żwirowe mielizny, nurt jest szybszy Po pewnym czasie koryto rzeki rozszerza się, przechodząc w rozlewisko. Podobno mieszkają tutaj czaple siwe. Niedalekood stanicy, tama młyńska - przenoska kajaka przez szosę na drugą stronę młyna (ok. 60 m) – jest ciężko, ale pomagają nam miejscowi, Dalej trasa prowadzi przez jeziora Zyzdrój Wielki, Zyzdrój Mały.. Około połowy długości jeziora, na środku piaszczysta zalesiona wyspa nazywana Wyspą Miłości. Oczywiście biwakujemy tutaj i snujemy rozważania nt. nazwy wyspy Przy końcu jeziora Zyzdrój Mały czeka nas druga w tym dniu przenoska przez nieczynną śluzę (ok. 100 m)- tutaj mamy wózek i nie jest to zbyt trudne.
SPYCHOWODopływamy do Spychowa. Tutaj stanica typu full wypas. Duże molo, osobna zagroda dla kajaków, osobna z 4-osobowymi domkami, gdzieś tam nawet hotel całoroczny. W dodatku prysznice za darmo! Stanica położona na skraju Puszczy Piskiej nad Spychowską Strugą, u jej ujścia do niewielkiego jeziora Spychowskiego. Podobno istnieje tu też możliwość jazdy konnej. Nie sprawdzamy.. Po południu idziemy do wsi. Spotykamy jednego z naszych amantów – wędkarzy, ale Kapitan ogrywa rolę przyzwoitki, więc amant się płoszy. Po takim obrocie spraw decydujemy, że musimy się pozbyć Szefa – gdy udaje się na piwo, my zrywamy się na pocztę i używamy życia. Raczymy się lodami i zawieramy znajomości z miejscowymi. Wieczorem korzystamy z atrakcji stanicy – gramy w siatkówkę, oglądamy prognozę pogody w TV (fantastyczna!) i zabawiamy się w domkach w gry słowne.
Wtorek – 9.08V ETAP: 38,5-47kmWypływamy ze Spychowa na niewielkie Jez. Spychowskie. Po ominięciu mielizny skręcamy w lewo, po kilkuset metrach most – przepływając pod nim musimy uważać na szybki nurt „warkocz” Ruszamy dalej Spychowską Strugą – nurt rzeki na tym etapie jest znacznie szybszy od poprzedniego. Wpływamy na malownicze jez. Zdrużno. Szlak wiedzie w prawo przez wąski przesmyk. Na jeziorze należy zachować ciszę, ze względu na znajdujący się na prawym brzegu rezerwat „Czaplisko-Ławny-Lasek”, ochronie podlegają miejsca gnieżdżenia się czapli siwej Znów mamy problem ze sterem – cały czas znosi nas na prawo. Zrywa się silny wiatr, pojawiają się duże fale, jest zimno. Nie ma innej rady – w końcu wiążemy ster i dzięki temu jakoś utrzymujemy kierunek. Z Jeziora Uplik wpływamy na Jezioro Mokre.
ZGONWreszcie dopływamy do Zgonu. Stanica jest położona nad brzegiem jeziora Mokre na terenie Mazurskiego Parku Kraiobrazowego. Niebo się zaciągnęło, jest zimno, wieje. Kwaterujemy się w domku, gdzie są 2 pokoje dwuosobowe. Po obiedzie idziemy na rekonesans do wsi – nic ciekawego, jakieś byle jakie domy i dwie knajpy. Zaopatrujemy się w owoce (śliwki, jabłek ni na lekarstwo) i warzywa (papryka). Po powrocie układamy się za domkiem, osłonięte od wiatru i piszemy kartki do wspólnych znajomych. Skończywszy korespondencję czytamy sobie głośno bajki Kołakowskiego, na co zwlekają się nasi amanci, ale udaje się nam ich spławić.
V ETAP: 47-60,5km Kapitan jest nadęty i obrażony – czyżbyśmy się prowadziły niemoralnie? Wydaje się, że wręcz przeciwnie – broniłyśmy w końcu naszej cnoty wytrwale i skutecznie! Pierwsze wypływamy na Jezioro Mokre (gdzie są liczne wyspy i rezerwaty przyrodnicze: „Królewska Sosna”, gdzie oprócz sosen na terenie rezerwatu występują dystroficzne jeziora z torfowiskami i rzadkimi roślinami borealnymi; „Zakręt” – rezerwat torfowiskowo-leśny.) Podobno z uwagi na dużą powierzchnię jeziora podczas silnego wiatru może być niebezpiecznie dla kajaków, a właśnie wieje zimny wiatr. Nic sobie jedna z tego nie robimy, .wyprzedzamy całą grupę, dopiero zatrzymujemy się przed planowanym postojem, gdzie z rozkoszą pływamy w krystalicznej wodzie Przy nieczynnej śluzie oddzielającej jez. Mokre od jez. Krutyńskiego mamy przenoskę. Wpływamy na teren kolejnego rezerwatu „Krutynia”, potem znów przerwa na kąpiel i w końcu wpływamy na rzekę Krutynię. Wartki nurt niesie nas wśród okazałych drzew, zaś woda bardzo czysta o małej głębokości stwarza możliwość podglądania ryb. Stałym elementem krajobrazu są tu także łódki tzw. pychówki, przewożące turystów w górę i w dół rzeki.
KRUTYŃStanica w Krutyniu położona jest urokliwie nad samym brzegiem rzeki. Kilkaset metrów dalej most i główne zabudowania wsi Krutyń. Jak piszą w przewodniku wieś założona została w XV w, jest obecnie najbardziej znaną na szlaku Krutyni. Z miejscowości tej pochodził Karol Małek (1898-1969), działacz mazurski, pisarz i folklorysta, który był prekursorem spływów szlakiem Krutyni. W centrum wiele sklepów, restauracji, poczta, przystanek autobusowy oraz słynny ryneczek, na którym możemy nabyć pamiątki ze spływu. W Krutyni znajduje się również siedziba Zarządu Mazurskiego Parku Krajobrazowego.
Dostajemy czteroosobowe domki – pokoiki przedzielone cienką ścianką. Idziemy na zwiedzanie wsi – tutaj już widać, że można zarabiać na turystach. Oglądamy porozstawiane kramy z rozmaitymi pamiątkami – są i ludowe wielkanocne pisanki, całkiem ładne serwety i mniej ładne drewniane łabądki. Zapoznajemy tubylca – Mirka (pamiątkowe zdjęcie z lodami), który sprzedaje pamiątkowe podkoszulki dla Niemców. Jesteśmy przez niego zaproszone na wieczorną dyskotekę do remizy. Idziemy jeszcze zobaczyć przystań łodzi spacerowych. Potem uwalam się na pomoście, żeby trochę poopalać tyły.
Wieczorem rezygnujemy z dyskoteki w remizie, wolimy pograć w badmintona – wdzięcznym uderzeniem umieszczam lotkę na dachu. Konieczne jest więc poszukiwanie drabiny, wspinanie i ratowanie lotki. Zawsze to jakaś dodatkowa atrakcja. Rozrywki dostarcza też hippis-wiking urządzając wieczorne popisy na swoim kajaku przy pomoście. I tak nadciąga noc.
VI ETAP: 60,5 - 72km Płyniemy Kutynia długo i nużąco, znów jesteśmy na czele peletonu. Rzeka na dalszym odcinku nie zmienia swojego charakteru, koryto jest dosyć szerokie z licznymi piaszczystymi wysepkami. Po około 2 km rzeka zwalnia swój bieg, ponieważ dopływamy do rozlewiska tamy młyńskiej w Krutyńskim Piecu, gdzie czeka nas przenoska – mali chłopcy pod komendą postawnego brodacza wyciągają kajaki na wózki i tak je przewożą. Przy okazji zwiedzamy pobliski młyn.
Krutynia nadal nudna, dopiero na dalszym odcinku momentami pojawia się szybszy nurt, oraz kamieniste mielizny. Stopniowo jednak rzeka zwalnia bieg i zmienia swój charakter. Brzegi stają się niskie, łąkowe, porośnięte trzcinami i roślinnością wodną. Aby uatrakcyjnić etap, skręcamy w bok, między trzciny i strugą wypływamy na Jezioro Duś, gdzie zwiedzamy klasztor założony przez staroobrzędowców, a teraz należący do Filipinów i cmentarz starowierów Wracamy na rzekę, która teraz płynie wśród łąk i pojedynczych gospodarstw, woda nadal bardzo czysta z bogatą roślinności, która miejscami utrudnia wiosłowanie.
W końcu, gdy dobijamy do Ukty mamy serdecznie dość wiosłowania, jesteśmy okropnie zmęczone, a ja mam jakąś niespodziewaną alergię – zapalenie spojówek i katar – płaczę, smarkam i jestem ogólnie rozbita.
UKTAW Ukcie wita nas rozwalony pomost, w związku z czym kajaki trzeba wnosić pod górę. – nawet nie jestem w stanie ruszyć palcem, ale od czego są faceci! Domki w stanicy są bardzo przyjemne, z pięterkiem, gdzie o dziwo jest bardzo ciepło. Stanica położona nad brzegiem Krutyni na terenie Mazurskiego Parku Kraiobrazowego . W okolicy znajduje się wiele znakowanych szlaków rowerowych oraz pieszych. Po południu udajemy się do wsi w poszukiwaniu apteki, aby kupić jakieś antidotum na te oczy, ale nic nie ma, nawet owoców w sklepie.
Wieczorem cała ekipa gra w siatkówkę, a Kapitan zaprasza nas na 20 na wieczór przewodnicki. Nie wiadomo dlaczego wszyscy się zwlekają na 21, staruszkowi jest trochę przykro o to spóźnienie, ale potem nastroje się poprawiają pod wpływem przekąsek, dżinu z tonikiem, i oczywiście śpiewów. Piątek – 12.08VII ETAP: 72-79km Panowie znoszą nasze kajaki na wodę. Czuję się dziwnie – kręci mi się głowie, jestem bardzo senna (popołudnie przesypiam), ale z oczami już dobrze. Na wodzie pełny relaks – płyniemy spokojną rzeką. Wpływamy na teren rezerwatu „Krutynia Dolna”. Ochronie podlegają również otaczające jeziora i rzekę lasy – drzewostan składa się z grądów i olsów, z drzewami mającymi po 200 lat. Licznie występują tu rzadkie gatunki ptaków oraz ssaków. Rzeka na tym odcinku staje się głębsza i silniej meandruje. Postój robimy przy wielkiej łące – jest pięknie, ale zimno, prawie nikt się nie kąpie.
NOWY MOSTPodpływamy do ładnego pomostu, na który trzeba wskoczyć prosto z kajaka, bo dno przy brzegu jest bagniste. Będziemy mieszkać w dwuosobowych, maleńkich budkach. Zaraz po obiedzie idziemy do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Wybiera się cała grupa, ale po drodze większość skręca nad jezioro. Do Kadzidłowa dociera trzon ekipy. Oprowadza nasz szef Zoo i dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie nas zaprasza. Miło i ciekawie. Przyjaźnimy się z jeleniami, sarnami, łosiami, lisami, z respektem do wilków i dzików. W drodze powrotnej udaje kupić jabłka (po tygodniu polowań na owoce!). Po kolacji znów ognisko, ale nie jestem w nastroju, bo: zimno, nudne śpiewy, dym w oczy. Idę spać.
|